Ostatnio miewam wahania nastroju, coś czego długi czas nie doświadczałem. Czasem jest tak, że czuję smutek i beznadziejność bez wyraźnej przyczyny.
Dziś byłem po miesięcznej przerwie na spacerze w lesie. Zazwyczaj wpływa na mnie to kojąco i inspirująco, ale dziś czułem się smutny i wyobcowany.
Wróciłem do domu i po dwóch godzinach usiałem do medytacji. Powoli smutek znikał i zaczęło się wyłaniać coś, co poetycko można nazwać przestrzenią umysłu. Nic nie zaprzątało mojej głowy, czułem duży spokój.
Trwałem tak w praktyce godzinę czasu z przerwami na papierosa. Lubię ten stan, gdy nigdzie się nie muszę spieszyć i żadne demony mnie nie straszą.